Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Martwy wewnątrz

Martwy wewnątrz

Autor:sahugani
Korekta:Inai
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Cyberpunk
Uwagi:Wulgaryzmy, Songfik
Dodany:2008-02-29 08:04:28
Aktualizowany:2009-05-18 20:35:29



Moje to jest i nie kopiować bez pozwolenia, bo tego kto to zrobi dosięgnie klątwa impotencji, ewentualnie syfilis.


Martwy wewnątrz

Dead inside, dead inside, dead inside

nameless now, shameless now, nothing now, no one now

Tool - Bottom

Ekran monitora okropnie migał. Natychmiast pomyślałem, że trzeba zwiększyć częstotliwość odświeżania. Kilka kliknięć dalej okazało się jednak, że była ustawiona najwyższa, na jaką pozwalał mój monitor. A może by tak zmniejszyć? Może to mi pomoże? Bo jak dalej będzie mi tak mrugać, to wybuchną mi oczy.

Zmieniłem na najniższą. Kurwa! Jak to miga! Nie wytrzymam tak dalej!

Odwróciłem się od komputera przecierając oczy. Łzawiły. Spojrzałem w okno. Było to głupie z mojej strony. I tak od dawna nie odsłaniałem żaluzji. Nawet nie wiedziałem, która jest godzina. Szczerze mówiąc - mało mnie to obchodziło. Nie chciałem się dowiedzieć. Ile już godzin spędziłem przed komputerem? Nikt tego nie wie.

Od jakiegoś czasu starałem się stworzyć na komputerze sztuczną inteligencję. Taką, która byłaby w stanie samodzielnie rozwijać się i powielać. Tak - powielać, nie kopiować. Ludzie się nie kopiują, prawda? Nie mówię o jakimś głupim wirusie czy o jakimś gównie działającym na kilku zapisanych komendach. Chciałem rewolucji. Czegoś wielkiego, nowego, niesamowitego, mojego! Chciałem stworzyć coś lepszego od człowieka!

Ale mój komputer nie chciał. Wieszał się za prawie każdą próbą kompilowania programu. Stary złom! Przydałoby się kupić coś nowego, ale to niemożliwe. Po pierwsze - nie będę miał na to pieniędzy, po drugie - ja nie wychodzę z domu. Nie wiem ile już czasu. Po prostu nie robię tego, bo nie potrzebuję. Świata nie lubię, bo on mnie nie lubi. Nie chce mnie, to nie, nie będę się mieszał. Coś tam jeszcze w lodówce chyba było, a zresztą, jeśli prawdziwemu programiście skończy się żarcie w lodówce, może spokojnie jeszcze przez najbliższy tydzień karmić się tym, co zostało na klawiaturze. Będzie trzeba spróbować.

Ludziom zawdzięczam kilka rzeczy, to fakt. Komputer, mowę i jeszcze trochę. Jedzenie chyba też. I tak od iluś tam godzin nie jadłem. Jakoś mi się nie chciało. A może to mijały dni? Nie wiem!

Mam Internet. Ciekawe na jak długo? Zresztą i tak nie szukam znajomości na czatach i innych takich. Tam są tylko ludzie. Tak, oni wszyscy są tylko ludźmi i to mi nie odpowiada. Ludzie są straszni. Dlaczego to zawsze ja musiałem zaczynać konwersację, dlaczego nikt nigdy nie zainteresował się mną? Ciężko nawet to sobie wyobrazić, jak bardzo zależało mi, żeby ktoś chciany przeze mnie po prostu zaczął rozmowę, chciał czegoś o mnie, mojej sytuacji wiedzieć. Ale nikt nie chciał. Teraz ja też nie chcę. Nie chcę was, ludzie.

Rzadko zapalałem światło, więc w pokoju było niesamowicie ciemno. I dobrze. Światło dawał tylko monitor, który teraz tak strasznie migał. Prosiłem go, żeby skończył. Dziwne? Ludzie też pierwsi nic do mnie nie mówią, często też nie odpowiadają, a monitor przynajmniej mi służył. Kto wie, może on kiedyś zareaguje? Może powie mi coś miłego. To musi być ciekawe, usłyszeć od kogoś lubianego coś miłego. Zaiste.

Starałem się kolejny raz wpisywać kod źródłowy programu w kompilator. Ale już nie dawałem rady. To tak strasznie migało. Chciałem działać dalej, chciałem walczyć! Tak - nie poddam się! Zawsze chciałem stanąć w takiej sytuacji - wbrew wszystkiemu nie poddać się. Walczyć do końca. W moich marzeniach oczywiście nie była to walka z bólem nadwerężonych oczu, tylko jakaś obrona świata przed demonami czy inne takie. Ale to raczej nigdy nie miało mnie spotkać. Demony? Ich nie ma!

Czy aby na pewno? Zawsze jak chodziłem do kibla czy łazienki jednego widziałem. Zwykle się nie odzywał, ale ostatnio zaczął. Bezczelny zrobił coś, czego się po nim nie spodziewałem.

- Spójrz na siebie! Czym ty jesteś! - powiedział dziwny, lecz znajomy mi głos.

- Ale czym ty jesteś? - zainteresowałem się rozglądając się po pokoju.

- Jestem Istotą ze ściany i tylko ja z tobą rozmawiam, bo tylko ściany cię otaczają. - odparł.

- Gdzie ty jesteś? - spytałem, przecierając obolałe oczy.

- Tutaj! Spójrz ślepaku!

Zauważyłem go. Wyglądał okropnie. Był bardzo brzydki, wyglądał trochę jak stereotypowy zombie. Chudy, blady, obdarty. Do tego strasznie zarośnięty. A jego całą postać otaczały paski tapety mojego pokoju.

- Czego chcesz? - zainteresowałem się, ledwie jednak podnosząc wzrok, bo po tak wytężonym wpatrywaniu się w niego, oko łzawiło mi na tyle, że straciłem ostrość widzenia.

- Chciałem ci powiedzieć, że jesteś martwy. - oznajmił.

- Ja? - przestraszyłem się trochę - Ale przecież nie! Ja żyję, popatrz!

Podskoczyłem i pomachałem rękami. Dawno się zbytnio nie ruszałem. Zabolały mnie kolana, a ręką strąciłem stertę książek. Dawno nie skakałem. Skakanie to ciekawa czynność. Kiedyś zauważyłem, że statystycznie im człowiek jest starszy, tym mniej skacze. U mnie się sprawdziło, bo jak byłem mały skakałem po podwórku jak kangur. Teraz tego nie robię, bo nie widzę potrzeby.

- Jesteś martwy wewnątrz. - powiedział spokojnie, a powagę jego wypowiedzi podkreślił chwilowy brak światła w pokoju. To oznaczało jedno - komputer znowu sam się wyłączył.

- KURWA ZNOWU!!! - wrzasnąłem.

Napadała mnie czasem wściekłość. Zacząłem uderzać pięściami w ścianę. W tym miejscu nie było już tapety, bo zawsze je atakowałem, czasem pięściami, czasem paznokciami. Wrzeszczałem i machałem pięściami. Zawsze tak było jak się zezłościłem.

Przekleństwa pomagały. W przeciwieństwie tego, co oznacza pierwotne znaczenie słowa \"przekleństwo\", były one moim błogosławieństwem. Pomagały mi wyrzucić z siebie emocje. To zwykle był gniew lub smutek, bo z pozytywnych odczuwałem tylko satysfakcję, ale i to raczej rzadko. Może zacznę używać odpowiednika tego słowa - \"wulgaryzmy\". Wulgaryzmy pomagały. Były one darem ludzi dla mnie.

- Spójrz na siebie. Czym ty jesteś? - powtórzyła Istota ze ściany.

Ledwie zdążyłem zamknąć usta, znowu powiedziałem:

- Jestem człowiekiem, niestety. O co ci chodzi?!

- Jesteś sam.

- I chuj z tym. Nie ja jeden jestem sam! - zdenerwowałem się.

- Nie chciałbyś kogoś? Kogoś dla siebie? - zapytał.

- A co ty jesteś, czarodziej? Wyczarujesz mi służącego? - drwiłem z niego.

- Nic ci nie zamierzam wyczarować. I nie mówię o służącym, tylko o kimś do towarzystwa. Chcę ci uświadomić jak nisko upadłeś. - nie zmieniał swojego spokojnego tonu, co mnie dobijało.

- Czy to jest dno? - zapytałem rozpaczliwie i rozejrzałem się po pokoju. I tak nic prawie nie było widać - Czy to określasz dnem? Czy jestem na samym dole? To kurwa popatrz!

Padłem na ziemię i z nieukrywaną satysfakcją krzyknąłem:

- I co teraz? Jestem niżej niż dno?! Haha, czyli wtedy jednak nie byłem na dnie!

Westchnął ciężko, po czym WCIĄŻ TYM SAMYM TONEM odparł:

- Nie chodziło mi o dosłowne dno. Takie zwykłe dno może być przecież ciekawym miejscem. Wiesz - piaseczek, wodorosty, rybki - niektórzy to lubią. Tylko trochę tam ciemno. I gdybyśmy zestawiali dosłowne dno z przenośnym dnem, to gdyby tam zapalić światło, byłoby lepiej, prawda? Właśnie. Więc to nie byłoby już dno. Czy to jednak oznaczałoby, że stworzyło się dno niżej? To trochę tak jakby światło wypalało dziury!

Wniosek na dziś. \"Światło wypala dziury, dziury w naszym istnieniu.\" - zapisałem na kartce. Nie byłem jednak pewny czy zapisałem i czy na kartce. Czy długopis ten pisał, i co ja wziąłem w dłoń?

Patrzył mi prosto w oczy, a ja zacząłem rozumieć. Ucieczka od życia nie była rozwiązaniem. Czy jednak? Czy to, na co pracowałem okazało się niczym? Ale z drugiej strony, czy nie tego właśnie pragnąłem? Ucieczki od rzeczywistości, bycia niczym? Tym właśnie byłem. Wbrew swojej woli wypowiadałem te słowa:

- Jestem bez godności, bez imienia, jestem nikim, jestem niczym? JESTEM MARTWY WEWNĄTRZ!!!

Ostatnie słowa wrzasnąłem na maksimum możliwości moich strun głosowych, co wcale nie oznaczało, że było to głośno. Jednak najgłośniej jak potrafiłem.

Kiedy to zrobiłem, Istota ze ściany rozłożyła ręce i odchyliła głowę do tyłu jakby krzyczała razem ze mną. A może to robiła? Zdaje się jednak, że słyszałem tylko jeden głos.

- Dlaczego do tego doprowadziłeś? - powiedział demon.

- Dlaczego do tego doprowadziłem? - powiedziałem.

- Bo chciałem. - dodałem, a on kiwnął głową.

- Chciałeś być jednym z nich, ale się nie udało, więc umarłeś wewnątrz. - wyjaśnił.

- Jednym z kogo? - zapytałem, tłumiąc łzy.

- Jednym z ludzi. - tłumaczył - Nie interesowali się tobą, tobie zależało na nich, im na tobie nie. Nie widziałeś szczęścia w tym wszystkim, a jednak zazdrościłeś tym, którzy je znajdowali! - mówił coraz głośniej, jakby chciał mnie tymi słowami zranić.

- Nie! - zaprzeczyłem.

- Tak! - potwierdził - I uznałeś to za najlepsze rozwiązanie - ucieczkę. Bycie gorszym!

- I tak zawsze byłem gorszy! - wyznałem.

- Więc nie zmieniłeś nic! - krzyknął - Czy jakbyś odizolował gdzieś krowę, to zamieniłaby się ona w konia?

- Nie.

- Więc ty nie staniesz się niczym lepszym.

- Ale mogę stworzyć coś lepszego. - wskazałem na komputer.

- Gówno możesz. Wiele stworzyłeś do tej pory? - zapytał.

Zacisnąłem pięści. Byłem bezsilny. Znowu. Jak za dawnych czasów, kiedy próbowałem żyć razem ze światem. Później zresztą też byłem bezsilny. Zawsze byłem bezsilny. Może tak mnie powinni nazywać - Bezsilny. To moje imię - Bezsilny. Zawsze i na wieki.

- Czy wiesz o mnie wszystko? - zapytałem spuszczając wzrok.

- Nie. - odparł.

Ponownie ryknąłem z bólu. Taki ból wewnętrzny. Skoro czułem ból, to może jednak jeszcze żyłem?

Zacząłem się rozbierać, rozdzierać na sobie ubranie. Jak się okazało - miałem na sobie jakieś kawałki mojej tapety. Kiedy skończyłem ten rozpaczliwy proces, oznajmiłem Istocie ze ściany:

- Stoję przed tobą nagi, proszę cię - wiedz o mnie wszystko! Wiedz i powiedz mi wszystko! Powiedz mi cokolwiek!

Bez słowa wskazał palcem w kierunku łazienki. Pobiegłem tam jak najszybciej się dało. Moje zbyt długie paznokcie wbiły mi się w dłonie. Tak mocno zaciskałem pięści.

Rozejrzałem się po łazience. Spojrzałem w lustro. On tam był! Istota ze ściany tam była! W lustrze! Już nie miała na sobie tej tapety, tych brzydkich ubrań. Była naga, jak ja. Bezczelnie naśladowała moje ruchy.

Dotarło do mnie.

Ja jestem Istotą ze ściany. A już miałem nadzieję, że ktoś inny zaczął ze mną rozmowę, ale to znowu byłem tylko ja.

Ja nie wiem o sobie wszystkiego.

Ja jestem martwy wewnątrz.

Pobiłem pięścią lustro i padłem na ziemię.

Jak to się skończyło? Czy się skończyło? Nie wiem, chyba umarłem z wyczerpania, niedożywienia i innych podstawowych braków organizmu. Mam taką nadzieję.

Monitor nadal migał.


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Matsurika : 2010-11-25 22:23:30

    Świetne. Cholernie mi się spodobało. Ten fatalizm i to wszystko. Jedyna wada jakiej się dopatrzyłam to mała nieścisłość - komputer w połowie opowiadania się wyłączył a potem na końcu nadal migał?

  • Skomentuj