Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Jeszcze nie teraz

Autor:hito.pk
Korekta:Dida
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Fantasy
Dodany:2011-07-21 08:00:19
Aktualizowany:2011-07-19 10:58:19


Wszelkie prawa zastrzeżone.


Mrok opadł na ośnieżone drzewa przed blokiem. Mroźny wiatr napierał na konary, które skrzypiąc wychylały się w różne strony. Było cicho. Jak na noc w wielkim mieście, za cicho. Z pobliskiej drogi nie docierał warkot silników samochodowych, a przed budynkiem nie było ludzi. Tomasz spał w swoim mieszkaniu, nie spodziewając się nawet nadchodzącej wizyty z pewnością niechcianego gościa. Drzwi do sypialni otworzyły się bezszelestnie i po chwili blask księżyca, wpadający przez duże, nowoczesne, plastikowe okno, zatańczył na stalowym ostrzu. Wielką kosę dzierżył w rękach on. Ponury Żniwiarz, który właśnie wszedł, a raczej wpłynął do sporego pokoju, z łóżkiem, szafką nocną i niewielkim segmentem, na którym stał wyłączony już telewizor. Tomasz nie poruszył się nawet. Otulony ramionami Morfeusza, nie spostrzegł cienia, jaki przybyła kostucha rzucała na błękitną ścianę, tuż obok drzwi. Istota zbliżyła się do łóżka, nachylając nad mężczyzną. Miał może dwadzieścia pięć, może dwadzieścia siedem lat, jednak Ponury Żniwiarz wiedział, że się nie pomylił. Kościstą ręką odchylił kołdrę z głowy swej ofiary tak, by odsłonić opleciony złotym łańcuszkiem kark. Wyprostował się, nie kryjąc zadowolenia. Tomasz nadal spał, głęboko, nie wiedząc, że rankiem już się nie obudzi. Żniwiarz zamaszystym ruchem chwycił czarne drzewce kosy i uniósł narzędzie nad kapturem, skrywającym jego nagą, białą czaszkę. Przechylił ostrze odrobinę za siebie, aby za chwilę uderzyć z całym impetem, a potem zabrać zdezorientowaną duszę na drugi świat. Zatrzymał się na moment, skupiając na wykonywanym zadaniu. Cisza wokół stała się jeszcze głębsza, ustał nawet wiatr napierający do tej chwili na szyby. Pobliskie konary przestały skrzypieć. Wydawało się, że nawet czas zwolnił swój odwieczny bieg. Nie było szans, by mężczyzna obudził się i rzucił do ucieczki. Kosiarz triumfował. Zacisnął białe, chude palce na drzewcu.

- Jeszcze nie teraz. - Usłyszał nagle zza pleców. Koścista głowa obróciła się momentalnie w stronę przeciwległego kąta, który tonął w mroku. Po chwili z ciemności wyłonił się wysoki, barczysty mężczyzna. Kiedy blask, złotej zbroi, odbijającej światło luny, przygasł, dało się dostrzec szerokie, kremowe skrzydła, rozpościerające się za ramionami nieznajomego. Śmierć obróciła się cała przodem do Anioła Stróża.

- Nie wtrącaj się - syknęła ze złością. - Zabieram go i...

- Nie - uciął skrzydlaty, nie patrząc nawet w stronę Kostuchy. - Jeszcze nie - dodał odwracając wzrok wprost w czarne oczodoły czaszki Żniwiarza. Ten wycelował kosę w anioła.

- Nie mam czasu na zabawy z Aniołem Stróżem. Przybyłam po tego śmiertelnika…

- A ja mówię, że go nie zabierzesz - przerwał znowu skrzydlaty. - Jeszcze nie teraz.

- Jak śmiesz?! - warknęła Śmierć. W odpowiedzi niebiański stróż wyjął z pochwy szeroki miecz. Ostrze niemal natychmiast zapłonęło błękitnym ogniem. Ponury Żniwiarz wiedział już, że Anioł Stróż Tomasza nie odda go tak łatwo.

- A zapowiadała się prosta robota - westchnął i rzucił się na skrzydlatego.

Ostrze kosy ze szczękiem skrzyżowało się z ognistym mieczem. Drzewce trzeszczało pod naporem siły, jaką Kostucha wkładała w atak. Kościste ramiona drżały z wysiłku, a poły czarnego płaszcza falowały w powietrzu, niczym ogromne skrzydła nietoperza. Nagle anioł sprzedał wrogowi potężnego kopniaka w błyszczące żebra. Śmierć z łoskotem uderzyła w ścianę tuż obok łóżka. Skrzydlaty nie czekał ani chwili. Machnął wielkimi skrzydłami, przywierając do przeciwnika z gotowym do ciosu orężem. Czarna kosa okazała się wystarczająco szybka i po sekundzie rozległ się kolejny szczęk krzyżujących się ostrzy. Ogniste ostrze z chrobotem tarło o stal kosy, powoli zbliżając się do drzewca. Wtem trupia pięść gruchnęła w twarz anioła. Jeden raz, drugi i trzeci. Po piątym ciosie skrzydlaty odskoczył od Żniwiarza, pocierając czerwony policzek. W ostatniej chwili dostrzegł, że przeciwnik już atakował. Odchylił się błyskawicznie, po czym odwzajemnił wcześniejsze ciosy Śmierci, waląc pięścią w łeb Kostuchy. Wysuszona kość policzkowa pękła z trzaskiem, a Kosiarz wydał z siebie przeciągły ryk wściekłości. Jedno było pewne. Anioł Stróż Tomasza górował nad Żniwiarzem siłą. To jednak nie przeszkadzało zwinnej Śmierci dotrzymywać mu kroku w walce. Poderwała się momentalnie i dźgnęła skrzydlatego końcem drzewca w brzuch, dokładnie w miejsce nieosłonięte złotą zbroją Niebiańskich Zastępów. Anioł skulił się z bólu, co dało Kosiarzowi chwilę na złapanie oddechu (jakby w ogóle musiał oddychać) i nabranie sił na kolejną rundę. Tak, z pewnością tym razem to nie była prosta robota. Tymczasem Stróż wyprostował się i doskoczył do Żniwiarza, przewracając nocny stolik. Szeroko zamachnął błękitnym ostrzem… Rozległ się trzask i stalowe ostrze kosy, którą Śmierć zdążyła się osłonić, upadło na dywan z głuchym puknięciem.

- Mam na niego zlecenie! - wydarł się wściekły Kosiarz. Anioł stracił impet. Opuścił miecz, który chwilę po tym zgasł.

- Pokaż - powiedział zdyszany. Kostucha sięgnęła pod poły płaszcza i po chwili wyjęła srebrną kartkę zadrukowaną złotymi literami. Żniwiarz stanął obok skrzydlatego i w skupieniu przejechał palcem po nazwiskach na liście.

- O tu. - Wskazał jedno z nich. - „Tomasz Niegódka” - przeczytał półgłosem. Twarz anioła wykrzywiła się. Skrzydlaty pacnął mocno bielejącą czaszkę Śmierci w tył.

- Baranie! - zawołał wyraźnie zdenerwowany. - To jest Tomasz Niegórka! - niemal wykrzyczał. Kosiarz zerknął w stronę nadal śpiącego mężczyzny i na nazwisko na liście.

- Ups - wyszeptał i widząc twarz Anioła Stróża zaczął zbierać się do wyjścia. - Wisisz mi kosę - powiedział zatrzymując się w progu. Skrzydlaty zacisnął palce na rękojeści miecza. - Dobra, dobra nic nie mówiłem - mruknął Żniwiarz i zniknął za drzwiami.

Nadchodził poranek. Niebo na wschodzie bledło, muskane przez pierwsze tego dnia promienie słońca. Świat budził się do życia. W oddali słychać było warkot silników i przeciągłe syreny samochodowych klaksonów. Przed blokiem, osiedlowym chodnikiem grupka dzieci dreptała do szkoły. Anioł stał w oknie mieszkania Tomasz Niegórki, spoglądając na początek kolejnego dnia. Uśmiechał się dumny z siebie.

- Nie ma co - pomyślał. - Dobry ze mnie stróż.

Z głębi pokoju dobiegł cichy szmer. Tomasz obracał się pod kołdrą na drugi bok nadal pochrapując.

KONIEC


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • `RaWrr.. : 2011-07-21 15:25:20
    Ciekawe

    Podoba mi się :D .

    Zapowiada się interesująco.

    ; )

  • Skomentuj