Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

Dragon Ball - Virus - Saga II: Value of honour

Rozdział 4

Autor:BlackFalcon
Serie:Dragon Ball
Gatunki:Akcja, Przygodowe
Uwagi:Utwór niedokończony
Dodany:2020-07-26 10:01:57
Aktualizowany:2020-08-20 10:30:57


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Nameczanin i Sira z przerażeniem patrzą, jak Vegeta z premedytacją niszczy jaskinię, w której się znaleźli. Strzela na oślep, pociski Ki padają wszędzie, prawie nic już nie widać, nawet samego księcia. W pewnej chwili usłyszeli jego krzyk:

- Zabiję cię, Kunatemuszki!!!

Piccolo zamarł, zaskoczony, ale tylko na ułamek sekundy, bo zaraz potem skoczył do Vegety, mrucząc coś o idiotach. Przedarł się przez ten straszny kurz i z całej siły walnął Vegetę od tyłu w kark. Ten był całkiem zaabsorbowany walką z niewidocznym nieprzyjacielem i nie spodziewał się ciosu z tyłu. Upadł prosto w ramiona Piccola, nieprzytomny.

- Jak w masło - rzucił Piccolo i zarzucił sobie Vegetę na plecy. - Wynośmy się stąd! - wrzasnął do Siry i biegiem - bo na lot nie było już miejsca - wydostali się z groty.

- Co mu zrobiłeś? - zapytała Sira na widok omdlałego Vegety.

- Terapia wstrząsowa - odparł Piccolo i położył - trzeba przyznać, że mało delikatnie - Vegetę na ziemi. Spojrzał potem z ponurą miną na ruiny jaskini i pomyślał, że pierwszą Kulę już stracili...

Książę nawet nie zauważył podczas strzałów, że odłamki skał trafiają i w niego i teraz na jego ciele znajdowało się sporo małych ranek, krwawiących dość mocno.

- Piccolo, masz może bandaż? - zapytała Sira Nameczanina. - Trochę go poobijały te skały...

- Ja bym mu zostawił te rany, niech się nauczy rozsądku! - odparł na to Piccolo, ale rzucił kapsułkę ze środkami opatrunkowymi, która po otwarciu dawała apteczkę.

Kiedy Nameczanin starał się wyczuć ślad energii Tendora, by sprawdzić jego funkcje życiowe, Sira opatrywała rany Vegety. Skrzywiła się szczególnie na widok jednej, która rozorała lewą rękę dosyć głęboko.

W tym samym czasie Vegeta odzyskał przytomność. Chwilę zajęło mu skojarzenie, co się stało, a potem zobaczył Sirę, która kończyła opatrunek ostatniej z ran, tej najgorszej.

- Zostaw mnie, dziewczyno! - wrzasnął i wyrwał rękę.

- Czekaj, skończę ci bandażować rękę! - protestowała Sira, ale na próżno.

- Nie potrzebuję babskiej opieki! To tyle leżałaś tam jak martwa i darłaś się o jakichś wrzaskach!

- A ty strzelałeś jak głupi i mało nas nie pozabijałeś! - wściekła się dziewczyna.

Piccolo z zainteresowaniem przypatrywał się kłótni. Wiedział, na co stać Vegetę i przygotowywał się do wkroczenia, by ochronić życie dziewczyny, ale to nie było potrzebne. Vegeta bowiem tylko krzyczał:

- Bo myślałem, że cię zabił, kretynko!

Sira zamilkła. Dopiero potem odezwała się cicho:

- Chciałeś go zabić, bo myślałeś, że mnie skrzywdził...?

On też się uspokoił i powiedział niby spokojnie:

- Jesteś mi potrzebna, żeby znaleźć Smocze Kule, nie pamiętasz? Nie myśl sobie, że cię lubię, albo coś takiego!!

- Ani mi to przez głowę nie przeszło - odparła z szelmowskim uśmiechem Sira. - A teraz poszukajmy razem tej Smoczej Kuli...

- Musimy odsunąć te skały i uważać na zapewne teraz wściekłego Tendora, bo wyczuwam jeszcze jego Ki - rzekł na to Piccolo. - Bierzmy się do roboty, a wy w międzyczasie opowiedzcie mi, co u licha tam widzieliście! Tylko nie używajcie Ki do kamieni, bo mogą się jeszcze bardziej zawalić!

Zaczęli pracę, książę pierwszy też rzekł:

- Kiedy ona - Vegeta nadal nie dawał po sobie poznać prawdziwych uczuć - zaczęła się miotać po ziemi, ja począłem strzelać do Tendora. W pewnej chwili przestałem go widzieć przez ten kurz, ale nagle na chwilę się rozwiał i zobaczyłem śmiejącego się ze mnie Kunatemuszki. Potem walnąłeś mnie w głowę! Tyle pamiętam.

- A ja - zaczęła Sira - weszłam do tej groty i zobaczyłam coś, co mnie przeraziło... Potem usłyszałam straszny odgłos, jakiś wizg w uszach i za chwilę już nic nie słyszałam...

- Może byś tak powiedziała, co cię przestraszyło?! - wydarł się znów Vegeta.

- Ja... nie chcę o tym mówić... Proszę...

- Rozwaliłem całą jaskinię, a ta idiotka...! - Saiyanin już miał dość.

Dziewczyna długą chwilę zbierała się w sobie, aż w końcu powiedziała cicho:

- Zobaczyłam ciebie, Vegeta, jak stoisz nad martwym Piccolo i mierzysz pociskiem Ki do mnie leżącej na ziemi i ciężko rannej... Wyglądałeś tak strasznie, byłeś tak zadowolony, że mnie zabijasz... - w jej oczach zakręciły się łzy.

- Teraz już wiesz, co może cię czekać, kiedy któregoś dnia nie opanuję tego jadu! - rzucił ze złością ostatni kamień, jaki mieli podnieść.

Tendor nie był ciężko ranny, tylko oszołomiony, ale udało mu się schować tak, że skały nie zrobiły mu praktycznie żadnej krzywdy. Teraz wisiał nad gruzowiskiem i złym wzrokiem patrzył na trójkę przyjaciół.

- Poszaleliście?! Dlaczego ten mały do mnie strzelał?! - wskazał na Vegetę.

- Sam jesteś mały, ty debilu! - książę miał już dość wrażeń na dzisiaj, musiał się na kimś wyżyć i jeśli jeszcze raz ktoś go obrazi, to zginie.

- Zamknijcie się!!!! - Piccolo wrzasnął na obu. - Tendor, posłuchaj, w twojej jaskini stało się coś dziwnego... - opowiedział mu całą historię.

- Musiał tam być... - odparł Tendor - Kiedy próbuje przeniknąć mój umysł i przejąć go, też śni mi się najpierw z wielkim wizgiem... Kunatemuszki był w mojej jaskini! Vegeta, nieprzypadkowo go tam widziałeś, bo on tam naprawdę był!

- Nic nie wyczułem, w końcu Kunatemuszki też posiadał jakąś energię i powinienem wiedzieć, że tam był - Piccolo nie do końca ufał Tendorowi.

- Ale to prawda, kiedy schowałem się przed tym szaleńcem - Tendor złym okiem popatrzył na Vegetę - przede mną stanął sam Sąwszędzie i zaczął się okropnie śmiać! Przysięgam! Jeśli mi nie wierzycie, to może ten prezent was przekona? - i wysunął rękę, którą miał dotychczas za plecami. Trzymał w niej Smoczą Kulę z czterema gwiazdkami! Miałem wam tego nie dawać, ale teraz chcę, żebyście pomogli mi pokonać tego demona...

- O nie, znowu... - Sira aż jęknęła.

Za to Vegeta nie czekał ani chwili, tylko skoczył ku tak pożądanej Dragon Ball. Chwycił ją w rękę i już miał podać Piccolo, by ten ją schował, kiedy nagle poczuł, że upragniona Kula zżera mu skórę na dłoni! Wrzasnął z bólu i upuścił Kulę na ziemię, a ta potoczyła się w kierunku Tendora i zniknęła z cichym puffnięciem!

Książę z przerażeniem wpatrywał się w swoją lewą dłoń, z której zostały same kości. Od nadgarstka aż do paliczków zamiast normalnej ręki miał po prostu szkielet. Ból był tak ogromny, że aż zakręciło mu się w głowie - w końcu i Saiyanin może cierpieć po czymś, co zjadło mu rękę jak kwas!

Sira mało sama nie straciła przytomności na ten widok, tylko Piccolo zachował zimną krew i ułożył ręce przed torsem. Zaczęła się w nich formować mała kula energii, a potem powoli stawała się coraz większa i większa. Chciał być pewien, że użyje wystarczającej siły, a Tendor stał bez ruchu.

- Oszukałeś nas - wycedził Nameczanin.

- Wiem! - nagły rechot rozległ się w uszach zebranych. Na ich oczach Tendor zniknął, a zamiast niego pojawił się nie kto inny, a sam... Trunks! Ze swoim mieczem, co prawda zwykłym, a nie Mieczem Zła, ale zawsze. - Cześć wam wszystkim, a szczególnie tobie, tatuśku! - kpiąco skłonił się ojcu.

- Trunks?! - zdumienie księcia nie miało granic. - Ale... jak to?! Przecież Ty...?!

- Nie żyję? Przecież Tendor mówił Wam, że to jest planeta umarłych! Teraz macie dowód, że mówił prawdę - ty, tato, po dotknięciu Kuli zacząłeś przyjmować postać, jaką naprawdę teraz jesteś - postać szkieletu!

- To nie była prawdziwa Kula! Martwy czy nie, zaraz ci dam dowód, że jeszcze umiem się bić! - i przyjął pozycję do ataku.

- Ojcze, ojcze - Trunks pokręcił współczująco głową. - Nie dosyć, że masz ciętą ranę na lewej ręce, a z dłoni zostały ci same resztki, to jeszcze chcesz się ze mną bić... I znów niczego nie rozumiesz... Wystarczy jeden ruch mojego miecza, byś rozsypał się na proch... Ojcze, to nawet nie jest piekło - to jest gorsze, niż piekło! Tutaj każdy, który miał w sercu choć trochę dobra, nie ma najmniejszych szans!

- Ale przecież ty zawsze byłeś ukochanym synem Bulmy, a ona nie kochałaby złego Saiyanina! - próbował protestować Vegeta.

- Cóż, nie będę się kłócić, chociaż pokochała ciebie... Ale widocznie wyczuła w tobie tę odrobinę dobra, która pozwala ci zapanować nad jadem Khlorosian... pozwala do czasu...

- Nie wierzę, że jesteś moim synem! Przecież jeszcze przed chwilą stał przed nami Tendor!

Jak na zaproszenie z tyłu pojawił się Einnoriańczyk. Trunks szeroko się uśmiechnął:

- Ależ proszę! Jesteśmy tutaj obaj! On tylko na moment ustąpił mi miejsca. Powiedz mi, tato, czego najbardziej na świecie się boisz?

- Niczego się nie boję!

- Na pewno? Dobrze wiesz, że to nieprawda! Obiecuję, że na tej planecie stanie się wszystko, czego się najbardziej obawiasz! Sira już tego doświadczyła, prawda? A ty, Piccolo? Też chcesz się dowiedzieć, jak to jest czuć Strach?

Namczenian od pewnego czasu kumulował energię, aż kula w jego rękach osiągnęła pożądane rozmiary. Książę zobaczył, co kombinuje Piccolo i też błyskawicznie zebrał energię w prawej dłoni.

- Razem! - krzyknęli obaj i jednocześnie wystrzelili pociski Ki w kierunku Trunksa.

Ten tylko się uśmiechnął i z łatwością odbił mieczem ich promienie prosto w niebo.

- Jesteście tacy żałośni, myślicie, że Ki pomoże wam pokonać Upiory z Einnor...! Jesteście przeklęci! Wszyscy! - dał znak ręką, a z pozostałości po jaskini Tendora zaczęły wyłaniać się Saibameni! Było ich setki, a po sekundzie już tysiące! Pokryły sobą całą przestrzeń wokoło wojowników Z i Siry i powoli, z wrednymi uśmiechami na ustach, ruszyły ku trójce przyjaciół, jak niepowstrzymana machina śmierci...

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.